Rekolekcje, to czas szczególny…
Przeżywamy je każdego roku, aby odnawiać naszą miłość do Jezusa, przyjrzeć się naszej relacji z Nim, z bliźnimi i z samą sobą.
Taki czas przeżywałyśmy niedawno w naszej niepokalańskiej wspólnocie. Oto świadectwa sióstr z czasu rekolekcyjnego nawracania
„Święta ziemia mojej codzienności”
Kiedy wróciłam po rekolekcjach do domu, ze zdumieniem spostrzegłam, że „święta ziemia mojej codzienności” nabrała nie tylko nowych kolorów, ale także głębszego sensu. Ojciec Eliot Marecki OFM – świetny rekolekcjonista, wykazał już w pierwszym dniu naszych ćwiczeń, że moja codzienność to moja Ziemia Święta, bo tylko tam mogę spotkać Boga, tylko tam, gdzie jestem – nie tam, gdzie chciałabym być. To ta ziemia płonie dla mnie ogniem Bożej obecności i tylko tam mogę spotkać Boga – jak Mojżesz w płonącym krzewie, w zwykłym powszednim dniu, wśród owiec. I na tej ziemi zawsze i za wszystko powinnam dziękować, bo wtedy – jak mówiła św. Terenia – wzrusza się serce Boga i śpieszy do nas, dając kolejnych dziesięć łask!
Potem okazało się, że dziękowanie to jeszcze nie wszystko! Zawsze i w każdej sytuacji powinnyśmy wychwalać Boga – jak św. Paweł z Sylasem, wtrąceni do wewnętrznego lochu, wychłostani, zakuci w dyby, śpiewali hymny na cześć Pana i chociaż współwięźniom wydali się przez to szaleni, to jednak ten śpiew, w bólu sprawił, że opadły kajdany, a strażnik z całym swoim domem przyjął chrzest! Taka, aż taka moc wychwalania, nawet w sytuacji skrajnego bólu i beznadziejności! A wszystko przez to, że szatan najbardziej nie znosi wychwalania Boga i zawsze ilekroć chwalimy Boga (a wystarczy nawet jeden werset) – bez względu na sytuację – ucieka, zmyka jak najdalej od nas, od wychwalania Boga.
Świetna recepta na każda sytuację na radość i smutek, na zmęczenie i odpoczynek i na chwile wielkie, i na zwykłą monotonię życia! Dziękowanie i wychwalanie! Takie główne przesłanie zabrałam z tych rekolekcji – i za to jestem wdzięczna Bogu i Duchowi Świętemu, który wciąż unosi się nad nami – i Ojcu Eliotowi – za ten program na każdy kolejny dzień mojej codzienności na mojej świętej ziemi!
„Ewangelia jest szalona”
Takie poczucie, że „Ewangelia jest szalona”, że to świat odwrócony do góry nogami, towarzyszyło mi od dawna, no bo proszę bardzo: żeby zyskać – trzeba stracić, chcesz być pierwszy – bądź ostatni, kto ma temu będzie dodane, a zabiorą temu kto nic nie ma, nie mówiąc już o nadstawianiu policzka! Wszystko odwrotnie! No i jeszcze w każdym położeniu dziękujcie i cieszcie się. Faktycznie Ewangelia jest szalona i dla ludzi szalonych – Ojciec Eliot potwierdził to! I przekonał, że mimo logiki tego świata – właśnie taka Ewangelia ma sens!
A w sercu Ewangelii jest przykazanie miłości nieprzyjaciół – miłość, poświęcanie się tylko dla przyjaciół to nic szczególnego – standard, a nawet zwykłe pogaństwo – każdego na to stać. A miłość nieprzyjaciół – to dopiero COŚ! I Ojciec ELIOT wykazał bardzo prosto, że każdy nieprzyjaciel to dla nas MISTRZ duchowy, nie tylko pomoże mi w szczerości poznać moje prawdziwe oblicze, czyli pomoże mi w rachunku sumienia ale dzięki mojemu nieprzyjacielowi w prosty sposób mogę być rozpoznana – nawet mimo mojego ukrycia J – jako uczennica Chrystusa, chrześcijanka, i mogę upodobnić się do Mojego Ojca w niebie, który tak samo jest dobry dla dobrych, jak i dla złych i tak samo kocha dobrych jak i złych.
Jezus nie rzuca słów na wiatr i żadne Jego słowo nie przeminie bezskutecznie i skoro On swojego zdrajcę nazwał swoim przyjacielem i powiedział, że właśnie po miłości nieprzyjaciół świat nas pozna, że jesteśmy uczniami Chrystusa i nasza nagroda będzie wielka w niebie – to ja w to wierzę całym sercem i teraz innym okiem będę patrzeć na tych, którzy w moich oczach są moimi nieprzyjaciółmi – z tą wielką nadzieją, że Chrystus rozpozna kiedyś we mnie podobieństwo do swego Ojca! I to wszystko dzięki nieprzyjaciołom– naprawdę Ewangelia jest szalona i tylko dla szalonych, dla szalonych z miłości!