Niepokalanki w Czadzie

background

Niepokalanki w Czadzie

Na misji w Czadzie jestem już 20 lat. Ta praca jest dla mnie przede wszystkim możliwością realizacji mojego misyjnego powołania. Jestem wdzięczna Panu Bogu za ten wielki dar powołania, a Zgromadzeniu za odwagę i otwarcie placówki misyjnej.

Misyjna służba jest zawsze wielkim wyzwaniem, trzeba zmagać się nie tylko z gorącym, tropikalnym klimatem czy malarią, ale przede wszystkim z innym światem, jaki reprezentują Czadyjczycy. Są to ludzie prości, życzliwie do nas nastawieni, chętnie przyjmują pomoc, ale nie zawsze korzystają z dobrych rad, dlatego zmiany w ich życiu są mało zauważalne.

Posłużę się tutaj przykładem z mojej pracy w katolickiej szkole w Timberi. Poziom nauczania jest bardzo niski, nauczyciele są często nieobecni. Jedną z przyczyn nieobecności jest śmierć czy to kogoś bliskiego, czy kogoś mniej znanego, wystarczy, że z tej samej wioski. Tradycja każe opłakiwać zmarłego mężczyznę trzy, a kobietę cztery dni. Wszyscy skrupulatnie zachowują ten nakaz, nie zważając na pracę zawodową jakiej się podjęli. Przepisy zawarte w kodeksie pracy są łamane, tradycja zawsze zwycięża.

Praca na misji przynosi mi wiele radości, gdyż mogę dzielić się swoją wiarą i prowadzić ludzi przez Maryję do Chrystusa.

W byciu i w pracy z mieszkańcami Czadu bardzo ważna jest cierpliwość i wyrozumiałość. Różnica naszych kultur jest tak ogromna, że bez tych cech nie sposób byłoby żyć wśród ludzi, których postawy i zachowania są sprzeczne z naszymi, a jednocześnie tak silnie zakorzenione w tradycji, że ich inkulturacja staje się procesem trudnym i powolnym. Myślę, że nie chodzi tu o walkę, gdyż często ją przegrywamy i jesteśmy w niej osamotnieni, nie chodzi też o akceptację nieprawidłowości, ale o dotarcie do tych ludzi i pomoc w zrozumieniu, że zmiany w ich życiu są korzystne dla nich i ich dzieci.

Od Czadyjczyków uczę się prostoty życia. Ich ubóstwo i idąca w parze radość są dla mnie punktem odniesienia i lekcją, że trzeba cieszyć się z tego, co się ma. Widząc na co dzień ludzi, którym brakuje podstawowych środków do życia, a ogrom potrzeb jest tak wielki, że nie można mu zaradzić, łatwiej mi samej znosić wszelkie braki i niewygody.

Spotykam w nich przede wszystkim Chrystusa ubogiego i cierpiącego. Ubóstwo tych ludzi jest widoczne na każdej płaszczyźnie: materialnej, intelektualnej, duchowej i na każdym odcinku naszej działalności. Dzieci w przedszkolu czy w szkole niejednokrotnie chodzą w tym samym ubraniu przez cały rok, często jedzą tylko raz dziennie. Dramatyczna jest sytuacja ludzi chorych na AIDS, którzy są nieakceptowani i odrzucani przez swoje rodziny, ponieważ nie mają już siły i nie mogą zapracować na swoje utrzymanie. Są więc ciężarem dla zdrowych członków rodziny. Ich cierpienie fizyczne połączone jest z tym psychicznym, gdyż czują się odrzuceni i niekochani.

s. Małgorzata

Back to top of page